Nie lubię truizmów. Ale czasem trzeba od nich zacząć, żeby potem zepchnąć je ze schodów. Więc powiem to najprościej, najbanalniej, najnudniej jak się da – żyjemy w świecie informacji. Stop. Teraz uwaga, bo lecimy głębiej: nie żyjemy w świecie informacji, żyjemy w świecie ataków na naszą uwagę. Każdy dzień to bitwa. Każda aplikacja, post, powiadomienie, artykuł, e-mail, sms, TikTokowy zwrot akcji, newsletter, reklama z Biedronki, hasło „przesuń palcem w lewo” – to ataki. Masowe bombardowanie. Jesteśmy przeciążeni.
Żyjemy w czasach, kiedy każdy moment naszego dnia jest zaplanowany przez systemy, które nas bombardują. Wszystko jest skonstruowane w taki sposób, abyś nie miał czasu na nic, co nie jest bezpośrednio związane z bieżącą chęcią zaspokojenia impulsu. Technologie przyspieszają, a ty sam przestajesz kontrolować, co tak naprawdę konsumujesz. Nie to, co naprawdę chcesz. Tylko to, co „musisz” obejrzeć, przeczytać, kliknąć. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że w tym świecie, w którym nikt już nie ma czasu na cokolwiek, czas stał się walutą. Prawdziwą, najbardziej cenną walutą. I ja, tekstowy influencer, jestem złodziejem.
Ale nie takim, co włamuje się do domu. Nie takim, co czyni ci szkody w materialnym świecie. Ja kradnę czas, który masz w ciągu dnia. I robię to tak skutecznie, że nawet się nie zorientujesz. Na początku niewinnie. Piszę tekst. Tylko tekst. Ale zanim się zorientujesz, mija pół godziny. Potem godzina. I jeszcze trochę. Bo moje słowa wciągają Cię w swoją sieć jak pająk. I tak to działa. Dobrze napisane słowo to najstarsza sztuka manipulacji, ale manipulacji w tym najlepszym sensie tego słowa: nie oszukiwania, nie kłamstwa. To manipulacja, która zmienia sposób, w jaki patrzysz na świat.
Zastanów się przez chwilę, ile razy w ciągu dnia zrobiłeś coś tylko dlatego, że musiałeś? Włączasz telefon, żeby sprawdzić powiadomienie. Potem dochodzi kolejne, i jeszcze jedno. Masz chwilę przerwy, więc rzucasz okiem na Twittera. Szukasz czegoś, co zajmie ci głowę przez chwilę. W międzyczasie, jak wpadłeś w wir scrollowania, minęła godzina. Zniknęła bezpowrotnie. Czas, który mógłbyś poświęcić na coś konstruktywnego, na chwilę refleksji, może rozmowę z bliską osobą, poświęcasz na konsumowanie informacji, które przechodzą obok Ciebie. To atak na Twoją uwagę, na Twój czas. A ja – pisarz, tekstowy influencer – potrafię zrobić to w sposób bardziej subtelny.
Nie jestem złodziejem, który wyciąga ci pieniądze z portfela. Ale zabieram ci coś cenniejszego – cenne minuty i godziny Twojego życia. To nie jest tak, że od razu zauważysz skutki. Na początku może to wydawać się błahe, może niewinne. Ale jeśli będziesz kontynuować ten proces, każda godzina bezrefleksyjnego konsumowania, każda minuta, którą poświęcasz na to, co cię nie rozwija, będzie cię oddalała od rzeczy, które naprawdę mają znaczenie.
Pisząc, tworzę dla Ciebie przestrzeń. Stwarzam warunki, w których nie musisz już uciekać od myśli, nie musisz skakać od bodźca do bodźca. Wprowadzam cię w stan, który wymaga skupienia. To ja sprawiam, że nie masz ochoty zamknąć strony. Ja piszę teksty, które trzymają cię przy sobie. I choć mogę pisać długie akapity, w których nie znajdziesz łatwych odpowiedzi, ja stawiam ci pytania, które zmuszą cię do myślenia. Zatrzymuję cię w czasie – pozwalam ci na chwilę oderwać się od tej szalonej gonitwy.
Pisanie to władza. Nie ta władza, która przynosi pieniądze i sławę. Pisanie to dominacja subtelna, cicha, ale skuteczna. Jest jak powolne wciąganie w wir. Jak tkanie sieci, w której pozostajesz aż do momentu, kiedy zdajesz sobie sprawę, że masz ochotę przeczytać jeszcze jeden akapit, jeszcze jedno zdanie. I to się zdarza, bo słowo ma moc. A dokładniej: dobrze napisane słowo, które potrafi rozbudzić wyobraźnię, zmusić do myślenia. W świecie, w którym wszystko jest rozciągnięte na milion informacji, to dobrze napisany tekst wyciąga cię na powierzchnię. Słowo ma moc – i ja ją wykorzystuję.
Pamiętaj: każda chwila, którą decydujesz się poświęcić na moje słowa, jest chwilą, w której nie musisz wybierać bodźców, w której nie musisz decydować, co cię pochłonie. Pozwalam ci się zatrzymać. A to jest coś, co się rzadko zdarza w dzisiejszym świecie, prawda?
Kiedy myślisz o władzy słowa, co przychodzi ci do głowy? Być może wyobrażasz sobie polityka, który przemawia do tłumu. Może widzisz przywódców religijnych, którzy wpływają na zbiorową wyobraźnię. A może chodzi ci o manipulację mediów, gdzie przez odpowiednio dobrane słowa tworzy się narracje, które prowadzą do określonych emocji i działań.
Ale co, jeśli ci powiem, że słowo jest równie potężne na poziomie codziennym, tam, gdzie nie ma wielkich przemówień, a jedynie teksty, które przeczytasz w pociągu, w samochodzie, podczas przerwy na lunch? Co, jeśli ci powiem, że władza słowa nie musi oznaczać wielkich gestów, lecz subtelne, niepostrzegalne działanie na naszą percepcję?
Pisanie, tworzenie tekstu, to sposób na zdobycie tej subtelnej władzy. To sposób na dotarcie do umysłu, kiedy nie ma już szans na to, by wtrącić się do rozmowy na żywo. Słowo jest potężne, bo może zbudować mosty i zburzyć mury, ale tylko wtedy, gdy zaczniemy zdawać sobie sprawę z jego pełnego potencjału. Dlatego tekstowy influencer – choć może nie ma wpływów politycznych – ma niesamowitą siłę w zmienianiu myślenia. Kiedy jego tekst dotrze do odbiorcy, zostaje w nim. Tworzy obraz, którego nie da się łatwo zapomnieć. Może to być obraz w umyśle, który rozwinie się w coś, co stanie się jego osobistą prawdą.
To w tej drobnej różnicy – między przyjęciem tekstu a odrzuceniem go – tkwi cała moc. Każde zdanie ma potencjał, by zmienić perspektywę. I to właśnie robi tekstowy influencer. Tak subtelnie wprowadza do twojego życia zmiany, które poczujesz po jakimś czasie. Może to być zmiana twoich nawyków, zmiana sposobu postrzegania świata. Możliwe, że zaczynasz zauważać rzeczy, których wcześniej nie dostrzegałeś. Tak działa tekst, który przejmuje kontrolę nad umysłem.
A teraz zastanówmy się przez chwilę, w jakim świecie żyjemy. Jesteśmy bombardowani informacjami przez całe życie. Przeważnie nie jesteśmy w stanie ich przetworzyć, bo jest ich po prostu za dużo. Jako społeczeństwo żyjemy w klatkach informacji. Każda informacja jest w jakiś sposób ograniczona: algorytmy filtrują to, co widzimy. Większość informacji, które trafiają do nas, jest spłycona do formy łatwej do przełknięcia. Tak łatwej, że zaczynamy zapominać, czym jest głębia i szczegóły.
Dziś nie wystarczy już napisać „ważnego” tekstu. Treść musi być szybka, „po prostu” zrozumiała, podana w jednym zdaniu. Jak wiesz, świat algorytmów nie cierpi refleksji. Ale tak naprawdę to refleksja jest kluczem do wciągnięcia w tekst. Aby się zatrzymać, musisz poczuć, że to, co przeczytałeś, ma wagę. I tu wkracza tekstowy influencer, który w świecie skróconych form, zredukowanych do minimum przekazów, nadal potrafi zatrzymać cię na dłużej. Bo dobrze napisany tekst, pełen głębi, przetrwa w tobie.
Prawda jest taka, że jesteśmy tak przyzwyczajeni do rozpraszania naszej uwagi, że wydaje się niemożliwe, by w tym zgiełku słów zatrzymać się na chwilę dłużej. Oczekujemy, że w każdej chwili można uciec w kolejny bodziec. Przewijamy kolejne posty na Instagramie, szukamy newsów na Facebooku, sprawdzamy TikToka. Krótkie, szybkie bodźce. I wtedy przychodzi tekst. Długi. Pełen treści. Wymagający. Zatrzymuje nas w tym pędzie. I to jest sztuka. Sztuka zatrzymywania czasu.
Pisząc, tekstowy influencer nie tylko wciąga cię w lekturę, ale także stawia ci pytania, które wymuszają refleksję. Pytania, które cię zatrzymują. Zaczynasz zastanawiać się nad światem w sposób, w jaki nie robiłeś tego wcześniej. To moment, w którym algorytmy nie mogą już decydować za ciebie. Kiedy przestajesz być tylko biernym konsumentem i zaczynasz aktywnie uczestniczyć w procesie myślenia. I to w tym momencie dochodzi do zmiany.
W końcu dochodzimy do pytania, dlaczego właśnie teraz tekstowy influencer zyskuje na znaczeniu. Mimo tego, że świat pędzi do przodu, mimo tego, że coraz częściej zanurzamy się w formatach wideo, tekst nadal jest fundamentem komunikacji. Tekstowy influencer nie musi podążać za tymi, którzy poddają się dominacji algorytmów. On wie, że jego siła tkwi w tym, co trwałe, w tym, co zmusza cię do myślenia. Choć świat mówi ci, że musisz „przyciągnąć uwagę”, on wie, że trzeba ją zdobyć. Nie daje ci łatwych odpowiedzi, ale otwiera przed tobą bramę do niekończącego się procesu poszukiwań.
W dobie natłoku bodźców, tekst, który nie goni za każdą chwilą mody, ale ma w sobie trwałość i głębię, jest tym, co przyciąga naprawdę świadomych odbiorców. Przestajemy konsumować bezrefleksyjnie, przestajemy ufać automatycznym mechanizmom, które wybierają dla nas treści. Decydujemy się na głębsze przeżywanie świata.
Tekstowy influencer to osoba, która prowadzi cię do tej głębszej refleksji. Takie osoby stają się architektami myśli – i to oni mają prawdziwą władzę w erze informacji. Nie chodzi o to, by zdominować, ale by inspirować. I w tym procesie inspiracji mamy szansę nie tylko na zatrzymanie czasu, ale także na zbudowanie nowej jakości rozmowy.
Pisanie to władza, ale nie ta, którą daje ci polityka. To władza, którą zdobywasz poprzez czas. I choć tekstowy influencer nie jest osobą, która prowadzi cię do „wielkich osiągnięć”, to może sprawić, że twoje życie będzie pełniejsze, bardziej świadome. Zatrzymując cię w momencie, pozwala ci na chwilę refleksji. A w tym zatrzymaniu tkwi cała moc.
Kiedy wszystko wokół ciebie pędzi, kiedy bodźce uderzają w ciebie z każdej strony, ja, tekstowy influencer, oferuję ci moment spokoju. Moment, w którym możesz zatrzymać się i odetchnąć. To w tym momencie twój umysł zaczyna działać, twoje serce bije w rytm słów, które odciskają się na twojej świadomości. To nie jest przypadek, że czasem jedno dobrze napisane zdanie może zmienić cały dzień.
Ja jestem tym, który zatrzymuje cię na dłużej.
Na pewno zastanawiasz się, po co Ci kolejny artykuł, w którym piszę o tym, dlaczego sztuczna inteligencja (AI) nie jest moim najlepszym przyjacielem, prawda? Bo przecież kto nie kocha nowych technologii, gadżetów i wszelkiego rodzaju „usprawnień”? Ale niech Cię nie zwiedzie ten wstęp, bo zaraz po tym, jak przeczytasz kilka linijek, obiecuję Ci, że będziesz chciał znowu poczuć zapach prawdziwego tekstu – tego stworzonego przez człowieka, który potrafi nie tylko pisać, ale także myśleć.
W dzisiejszym świecie wszyscy jesteśmy influencerami. Zastanów się przez chwilę: każdego dnia tworzymy i konsumujemy treści, które w teorii powinny zmieniać nasze życie. Wszystko to, bo ktoś, kto ma „zasięg” na Instagramie czy YouTube, chce Ci pokazać, jak poprawić swój wygląd, jak być lepszym, jak zarobić więcej i szybciej. A jeśli nie podążasz za tymi trendami, to może jesteś już przegrany. Dlatego każda strona internetowa, każda aplikacja na Twoim telefonie, każde zdjęcie, które widzisz – jest po to, by wywołać w Tobie emocje. Tylko po co? Żebyś stracił czas. I tu pojawiam się ja, tekstowy influencer, który robi coś, czego nie da się zmierzyć liczbowo – zabieram Twój czas, ale w sposób, który sprawi, że nie będziesz tego żałował.
Teraz pewnie niektóre osoby pomyślą: „A, znowu ktoś chce się podnieść na fali krytyki AI, bo to modne.” No cóż, masz rację – to modne. Ale to także prawda. Każdy, kto nie widzi zagrożenia w tym, że sztuczna inteligencja wkrótce przejmie kontrolę nad procesem twórczym, po prostu nie chce zobaczyć, jak bardzo wkrótce zmieni się krajobraz naszej kultury i wartości. Więc ja, świadomie i z pełną premedytacją, napiszę Ci artykuł, który poruszy temat AI, ale z pewną dozą sarkazmu i krytyki, byś po przeczytaniu wiedział jedno – prawdziwa twórczość nie wymaga maszyn.
Zacznijmy od najważniejszego pytania: po co w ogóle korzystać z AI, jeśli możemy tworzyć sami? Oczywiście, każdy, kto kiedyś stworzył coś, co choćby przypominało sztukę, wie, że proces twórczy to nie tylko pisanie. To nie tylko układanie słów w zdania i łączenie tych zdania w akapity. To również emocje, myśli, walka z prokrastynacją, wewnętrzna krytyka, wreszcie – momenty zwątpienia. Jak może to wszystko odtworzyć komputer, który działa na podstawie danych? Przecież AI nie odczuwa – nie ma duszy, nie ma problemów, nie przeżywa frustracji. I to jest główny powód, dla którego nigdy nie zaufam komputerowi w roli twórcy.
Kiedy AI zaczyna pisać, nie robi tego z pasji. Nie tworzy, bo chce coś przekazać. AI generuje teksty, bo zostało zaprogramowane do takiego działania. Robi to na podstawie tego, co „wie” o świecie. Ale co to właściwie oznacza? To oznacza, że AI nie ma kontekstu, nie zna historii, nie potrafi wpasować się w rytm, który nadaje autentyczność prawdziwej twórczości. AI jest narzędziem, a narzędzia – nawet te najbardziej zaawansowane – nie tworzą prawdziwej sztuki. Możesz stworzyć coś pięknego przy pomocy najnowszych maszyn, ale czy maszyny mogą pojąć, co to znaczy „piękno”? A jeśli nie, to po co się w ogóle zabierać za coś, co powinno być autentyczne?
W tym momencie pojawia się pytanie o znaczenie tego, co robimy. Coraz częściej w internecie spotykamy się z tekstami wygenerowanymi przez algorytmy. Wiadomości oparte na statystykach, które mają generować większy ruch. Ale to wszystko jest tylko chmurą. Wiesz, co jest naprawdę smutne? Że z dnia na dzień coraz mniej ludzi stara się myśleć samodzielnie. Zamiast tego, powielają schematy, wklejają treści, które wygenerowały maszyny, i w efekcie doświadczamy sztucznego tłumu – bez głębi, bez znaczenia. To jest tzw. „content for content’s sake”, czyli treść, która nie wnosi nic do dyskusji, ale ma tylko przyciągnąć uwagę.
I tu pojawiam się ja. Tworzę treści, które nie są powierzchowne. Kiedy piszę, to nie tylko po to, żeby zapełnić przestrzeń. Moje słowa nie są produktem. To nie są tylko narzędzia, które mają cię przekonać do mojego produktu, kliknięcia w link czy polubienia mojego posta. Każde słowo ma znaczenie, każdy akapit jest przemyślany, bo pisanie to proces – nie szybki. Pisanie to coś, co zmienia perspektywę. Pisanie to umiejętność dotarcia do drugiego człowieka, a to oznacza, że liczy się tu prawdziwa pasja, nie szybkość.
Pytanie, które warto zadać w tym momencie, to: co się stanie, gdy sztuczna inteligencja przejmie kontrolę nad naszymi tekstami? Moim zdaniem – nic dobrego. AI może tworzyć masowo, może pisać zgodnie z trendami, ale nie będzie w stanie podążać za zmianami w społeczeństwie, nie wyczując emocji, które rządzą naszą codziennością. A przecież to właśnie emocje sprawiają, że pisanie staje się prawdziwe.
Okej, przyznaję – zderzyliśmy się z wielką prawdą: AI generuje treści w sposób szybki, efektywny i, w większości przypadków, pozbawiony jakiejkolwiek głębi. Tak, świetnie radzi sobie z tekstami, które opierają się na bazie danych, analizie statystyk, trendach i wyszukiwaniach. Ale to właśnie tu pojawia się zasadnicza różnica między maszyną a człowiekiem: AI nie rozumie tego, co pisze. A czy można tworzyć coś prawdziwego, autentycznego, jeśli nie rozumie się samego procesu twórczego?
Nie chodzi o to, że sztuczna inteligencja nie ma swoich zalet. Jest świetna do szybkiego generowania tekstów, które spełniają określone wymagania – idealne do raportów, szablonów czy komunikatów. Ale… w świecie twórczości, o jakim mówimy, chodzi o więcej niż tylko ologowane słowa na stronie. Twórczość to sztuka uchwycenia chwili, zrozumienie subtelnych niuansów i emocji, które kryją się za słowami. To jest ta część pisania, której komputer nie jest w stanie powielić.
Zauważ, że gdy maszyny generują treści, zawsze bazują na tym, co już istnieje. Przeszukują internet, analizują dane, porównują i przetwarzają. Wszystko to, co robimy w procesie twórczym, jest spowodowane doświadczeniami, które kształtują naszą percepcję świata. AI nie ma własnych doświadczeń, nie zna ludzkich emocji w taki sposób, jak my. Nie wie, co to znaczy patrzeć na zachód słońca i poczuć, że to jest coś wyjątkowego, coś, co zmienia Cię na zawsze. Jak może stworzyć coś, co ma duszę, jeśli nie przeżywa emocji? Jak może coś poczuć, skoro jest tylko maszyną?
Prawdziwi twórcy tworzą po to, by wyrazić siebie, by podzielić się z innymi tym, co czują, widzą, myślą. A to, co czują, nie jest wynikiem algorytmu. To wynik ich życia, ich bólów, radości, wątpliwości. To wynik przeżyć, które składają się na to, kim są. AI nie ma tej warstwy, tego kontekstu, więc nie może tworzyć w taki sposób, jak człowiek.
Oczywiście, AI może generować teksty, które na pierwszy rzut oka będą wyglądały na prawdziwe, ale to właśnie w tej powierzchowności kryje się problem. To nie jest twórczość. To nie jest sztuka. To jest reprodukcja tego, co już było, zapakowana w nowe opakowanie. Ale czy takie coś może poruszyć Twoje serce, zainspirować Cię do działania lub zmienić Twoje spojrzenie na świat? Prawdziwa twórczość nie powstaje w laboratoriach, nie jest wytwarzana na masową skalę. Prawdziwa twórczość wymaga czegoś więcej – odwagi, żeby być sobą, niezależności od tego, co „chcą” ludzie czy algorytmy.
Technologia zmienia nas, to fakt. W końcu, jak długo będziemy żyć w świecie, w którym to maszyny mają nad nami kontrolę? W którym to algorytmy decydują, co jest wartościowe, co warto oglądać, czytać, a co nie? Jeśli wciąż uważasz, że życie w świecie AI to tylko kwestia wygody, to przyjrzyjmy się nieco głębiej, co za tym idzie.
W świecie, w którym każdy może stać się influencerem, wszyscy zostaliśmy wciągnięci w wir produkcji treści. Ile razy miałeś wrażenie, że klikając w jakiś artykuł, oglądając filmik, oglądając zdjęcia, nie wnosisz do swojego życia niczego wartościowego? To tylko szybka gratyfikacja, chwila przyjemności, po której przychodzi pustka. A za wszystkim tym stoi coś, co działa jak maszyna: system, który promuje rzeczy, które przyciągają kliknięcia, ale które nie wnoszą nic do Twojego życia. AI pomaga w generowaniu tych kliknięć, ale to nie prowadzi do niczego poza dalszym rozprzestrzenianiem powierzchownych treści.
Zaczynamy żyć w świecie, w którym wartość twórczości przestaje być mierzona jej głębią. Zaczyna liczyć się tylko to, jak szybko jesteśmy w stanie wyprodukować coś, co zyska popularność. Kliknij i zapomnij. Więcej treści, mniej treściwności. I w tym miejscu dochodzimy do pytania o przyszłość twórczości w ogóle. Jeśli technologia będzie nas prowadzić w stronę uproszczenia i szybkości, to w końcu co pozostanie z prawdziwego pisania? Czy będziemy w stanie rozpoznać różnicę między tekstem tworzonym przez człowieka, a tym wygenerowanym przez algorytm?
To pytanie jest na czasie, ponieważ wszyscy żyjemy w epoce, która stawia na natychmiastowe rezultaty. Chcemy mieć wszystko teraz, chcemy być w ciągłym ruchu. I to właśnie w tym czasie AI staje się naszym „przyjacielem” – dostarcza treści, które wpasowują się w naszą potrzebę szybkości i komfortu. Ale czy to naprawdę jest to, czego potrzebujemy? Czy w przyszłości będziemy w stanie docenić to, co naprawdę ma znaczenie, jeśli wszystko wokół nas będzie tak ulotne?
Na koniec warto postawić kluczowe pytanie: co to właściwie znaczy „prawdziwa twórczość”? Czy to oznacza tworzenie czegoś, co będzie popularne, co będzie miało zasięg? Może to oznaczać tworzenie tekstu, który sprawi, że ludzie klikną na niego, polubią go, podzielą się nim na swoich profilach? A może prawdziwa twórczość to coś głębszego, coś, co wymaga od nas poświęcenia, wysiłku, zaangażowania? Może prawdziwa twórczość to coś, co zmienia nas na poziomie emocjonalnym, intelektualnym, duchowym?
Z mojego punktu widzenia – twórczość, która nie wyzwala emocji, jest tylko powielaniem schematów. Jest to produkcja, która nie wnosi niczego wartościowego do świata. A AI to narzędzie, które może tworzyć tego typu treści w nieskończoność. Ale po co nam więcej powierzchownych tekstów, które niczego nie zmieniają, gdy możemy tworzyć coś, co naprawdę dotyka?
Więc jaką decyzję podejmiesz? Będziesz wciągnięty w świat, który generuje treści bezmyślnie, pozbawione duszy? Czy może chcesz zainwestować swój czas w coś, co naprawdę ma wartość? Prawdziwa twórczość nie może być zredukowana do algorytmów. Prawdziwa twórczość to wyrażenie siebie, a nie tylko danych, które zostały zaprogramowane. AI może nam pomóc w wielu rzeczach, ale w twórczości? Zdecydowanie nie.
W tym artykule zabrałem Cię w podróż przez świat twórczości, sztucznej inteligencji i tego, jak ta technologia zmienia naszą rzeczywistość. Teraz Ty decydujesz, czy chcesz dać się wciągnąć w sieć łatwych treści, które nie oferują niczego głębokiego, czy może wolisz poszukać twórczości, która naprawdę ma wartość.
Fakt, jesteś złodziejem czasu, jak zresztą każdy kto publikuje treści, ale jest to czas spędzony pożytecznie, bo z Twoich tekstów można dowiedzieć się wielu wartościowych rzeczy. Nieustannie padamy ofiarą „złodziei czasu”, tracimy go ogrom, dlatego trzeba zadbać by ów skradziony czas nie poszedł na marne. A nie pójdzie na marne jeśli będziemy wyłuskiwać z wirtualnej przestrzeni to co nas dokształca, w jakiś sposób ubogaca.
W dzisiejszym świecie nie da się całkowicie uciec od „złodziei czasu”, ale klucz tkwi w tym, by wybierać mądrze – co czytamy, co oglądamy, komu poświęcamy uwagę. W natłoku treści łatwo się pogubić, dlatego tym bardziej warto cenić autorów, którzy nie tylko zabierają nasz czas, ale zostawiają po sobie coś więcej – myśl, refleksję, inspirację. Taki „czas stracony” to tak naprawdę inwestycja.
Dokładnie. Najważniejsze to świadomie i konstruktywnie „tracić czas”, bo wtedy przynajmniej jest z tego jakaś korzyść.
„Marnowanie czasu” często dostaje złą prasę, ale wszystko zależy od tego, jak to robimy i po co. Bo przecież czas spędzony na spacerze, rozmowie, patrzeniu w niebo czy nawet na pozornie bezproduktywnym odpoczynku, może być dużo cenniejszy niż kolejne godziny w biegu za czymś, co w gruncie rzeczy nas wypala. Czasem warto „nic nie robić”, ale z uważnością – bo właśnie wtedy przychodzą najlepsze pomysły, ulga dla głowy albo zwykła, ludzka radość. Konstruktywna bezczynność to nie strata – to inwestycja.
Wiedza zawsze jest dobrą inwestycją, a internet daje nam olbrzymie możliwości jej zdobywania i dzielenia się.