„Niepoprawny optymista” – termin, który brzmi jak przekleństwo w świecie pełnym ludzi, którzy mają na wszystko gotową odpowiedź. Ale hej, kto powiedział, że optymizm musi być poprawny? Kto zdecydował, że muszę dostosować się do zasad, które narzuca ta przygnębiająca rzeczywistość, w której żyjemy? Przecież to nudne, prawda? Kto nie chce przynajmniej raz dziennie pomyśleć, że może jednak w przyszłości będzie lepiej, mimo że wszyscy wokół narzekają? No właśnie. I to dlatego nazywam siebie niepoprawnym optymistą.

Zanim zaczniesz oceniać, pozwól, że wyjaśnię. Optymizm w dzisiejszych czasach to prawdziwa sztuka. To coś, co sprawia, że wstajesz rano z nadzieją, że coś się wydarzy, mimo że wszystko wokół mówi ci, że życie to jeden wielki chaos. Nawet jeśli codzienność pcha cię w stronę rozczarowań, zniechęceń i życiowych porażek, ty i tak potrafisz dostrzec to coś, co wciąż daje ci nadzieję. Ale nie jestem tu po to, żebyście sobie myśleli, że mam różowe okulary i zapomniałem o realiach. Jestem po to, żeby pokazać, dlaczego ten nasz świat jest tak zabawnie skomplikowany, a optymizm to najlepszy sposób na to, by go przetrwać.

Szukasz „czegoś” w tym świecie, który karmi cię negatywnością? A może już pogodziłeś się z tym, że życie to nieustanna walka, pełna porażek i rozczarowań? Cóż, tu właśnie wkracza „niepoprawny optymista”. To ja, człowiek, który czerpie radość z rzeczy, które inni nazwaliby porażkami. Bo, kto powiedział, że porażka to ostateczny wyrok? Kto zapisał w podręczniku, że problem to koniec wszystkiego?

Optymizm nie polega na tym, by ignorować problemy. Polega na tym, by zrozumieć, że są one częścią większego obrazu. Gdy wpadniesz w błoto, nie musisz od razu wzywać straży pożarnej. Możesz po prostu pomyśleć: „Hmm, to świetna okazja, by poczuć się jak bohater w filmie akcji, który walczy z przeciwnościami.” To zmienia perspektywę. I nagle nie jest już tak źle. Tak, może coś poszło nie tak. Może oblałeś ważny egzamin. Może nie dostałeś tej pracy, na którą czekałeś. Ale przecież wiesz, że to tylko część gry. Część podróży. Zawsze jest kolejna szansa. Wiesz, że życie, jak powiedziałby filozof, to sztuka robienia wszystkiego, co możliwe, nawet gdy wydaje się, że to niemożliwe.

A teraz weźmy to z innej strony – świat pełen ludzi z negatywnymi oczekiwaniami jest jak sarkastyczna szklanka w połowie pełna… tylko że niektórzy twierdzą, że jest „prawie pusta”. „Nie będzie lepiej!” – mówią. I to właśnie wtedy pojawiam się ja – twój niepoprawny optymista, który patrzy na tę samą szklankę i mówi: „Zaraz, ta woda jest pyszna!” Bo umówmy się – życie to nieustanna wymiana. Czasami dostajesz więcej, czasami mniej. Ale na pewno dostajesz coś, co warto wykorzystać. Więc kiedy ktoś mówi: „To nie ma sensu!” – ja po prostu odpowiadam: „A czemu nie?” I tak oto rozmawiamy o życiu, które zamiast przytłaczać, zyskuje sens w każdej, nawet najmniejszej chwili.

Ale wiecie co? Optymizm nie jest też łatwy. To nie jest tak, że ja teraz siedzę w moim zacisznym kącie, pijąc kawę i pisząc te słowa, uśmiechając się do całego świata. O nie, moi drodzy. To jest jak gra, w której stawki są wysokie. Codziennie musisz stawiać czoła tym wszystkim problemom, frustracjom i rozczarowaniom. I nie możesz się poddać. Nawet jeśli czasami czujesz, że wszystko jest do dupy. Nawet wtedy, gdy cały świat mówi ci, że masz prawo być smutny i zrezygnowany. To nie jest zabawa, to sposób na życie.

Kiedy ktoś zapyta mnie, jak to możliwe, że ciągle jestem optymistą, mimo że codziennie jestem bombardowany przez problemy, rozczarowania i zwykłe frustracje, zawsze mam jedną odpowiedź: „Po prostu się przyzwyczaiłem.” Tak, to nie jest magiczna recepta, ani cudowny sposób myślenia, to po prostu kwestia nawyku. Optymizm to nie jest coś, co pojawia się od razu. To coś, nad czym trzeba pracować każdego dnia, bo życie nie daje ci łatwych odpowiedzi. Co więcej, optymizm nie polega na tym, żeby zamknąć oczy na problemy i udawać, że ich nie ma. Nie, optymizm to sposób na spojrzenie na problem z innej perspektywy, z perspektywy, która nie widzi w nim końca świata, ale tylko chwilową przeszkodę.

Zauważyłeś kiedyś, że najbardziej „zwyczajni” ludzie, ci, którzy codziennie spotykają się z przeciwnościami losu, mają najwięcej do powiedzenia, a ich życie wcale nie jest takie złe? Ich tajemnica to niepoddawanie się. To trochę jak jazda na rowerze – nie wystarczy tylko pedałować w kółko, musisz też umieć balansować. I to jest klucz do bycia optymistą. Życie nie jest łatwe, ale to nie powód, żeby zamienić je w koszmar, w którym codziennie zastanawiasz się, dlaczego ci się nie udało. Optymizm jest jak przypomnienie o tym, że zawsze masz wybór – możesz siedzieć i narzekać, lub możesz wstać, otrzepać się i iść do przodu.

Będąc optymistą, muszę wziąć pod uwagę jedną rzecz – nie każdy podziela moje poglądy na temat życia. I to okej. Ale jest coś, co warto zrozumieć. Optymizm nie polega na tym, by ignorować rzeczywistość, ani na tym, by zamykać oczy na problemy. Chodzi o to, żeby nie zatonąć w nich. Kiedy jesteś negatywnie nastawiony, każde potknięcie staje się końcem świata. Zatrzymujesz się, czujesz, że życie cię przytłacza, i zaczynasz wątpić, czy warto w ogóle wstać. I właśnie w tym momencie zaczynają się problemy.

Negatywność jest jak wir, który wciąga cię coraz głębiej. Wiesz, co się dzieje, kiedy siedzisz w tej czarnej dziurze? To, że zaczynasz widzieć świat przez pryzmat swoich lęków, obaw i złych doświadczeń. Ale z drugiej strony – kiedy jesteś optymistą, to nie znaczy, że ignorujesz ciemne strony. To znaczy, że widzisz je, ale nie pozwalasz im zdominować swojego życia. Możesz zmieniać to, co cię otacza, ale nie kontrolujesz wszystkiego. Nie jesteś w stanie zmienić całego świata, ale możesz zmienić sposób, w jaki do niego podchodzisz. A to już ogromna różnica.

Optymizm, jak wszystko, ma swoje odcienie. I jeśli chodzi o mnie, to mam dość używania słów jak „idealny” czy „różowy świat” w kontekście optymizmu. Nuda. Ja widzę optymizm bardziej jako sarkastyczne spojrzenie na rzeczywistość, z odrobiną cynizmu, ale bez całkowitej rezygnacji. Wiesz, jak to jest – „świat jest wspaniały, choć lepiej mieć parasol, bo pewnie za chwilę zacznie padać deszcz”. Takie podejście sprawia, że przestajesz traktować życie jak coś, co jest na ciebie gotowe do zniszczenia. Zamiast tego zaczynasz traktować każdy dzień jak wyzwanie, które da ci przynajmniej małą lekcję, jeśli już nie ogromną radość.

Sarkazm w optymizmie nie jest oznaką rezygnacji. To raczej obrona przed zbyt dosłownym podejściem do rzeczywistości. Kiedy życie wali cię po głowie, warto umieć się z tego śmiać. Zamiast czuć się pokonanym, możesz powiedzieć: „W porządku, życie się trochę zezłościło, ale hej, przynajmniej nie nudzi”. Czasem musisz zaśmiać się z tego, jak absurdalne mogą być sytuacje. To jak życie gra z tobą w grę, w której nie zawsze chodzi o to, żeby wygrać, ale o to, by nie pozwolić mu cię pokonać.

Przypomnij sobie, jak wielu ludzi dookoła ciebie wciąż narzeka na życie. Możesz ich słuchać, możesz ich współczuć, ale jeśli zaczynasz dawać się wciągnąć w ten łańcuch narzekań, nie tylko tracisz czas, ale i energię, której i tak już masz mało. Co więcej, poddanie się pesymizmowi to jak próba pływania pod prąd – prędzej czy później wyczerpiesz się i utoniesz. Ale jako niepoprawny optymista masz do dyspozycji jeden niesamowity zasób, którego nie da się zastąpić żadnym zaklęciem: energię do działania.

Optymizm to inwestycja, której zyski zaczynasz dostrzegać dopiero wtedy, kiedy zaczynasz działać. Zaczynasz patrzeć na wyzwania jak na okazję do nauki, a nie jak na bariery, które mają cię zniszczyć. Czasem łatwiej jest przyjąć postawę „nie dam rady”, zwłaszcza kiedy życie rzuca ci kłody pod nogi. Ale wiecie co? Kiedy nie wpadasz w panikę, tylko uśmiechasz się do sytuacji, zaczynasz dostrzegać coś więcej. To jak układanie puzzli, których obrazek początkowo wydaje się chaotyczny, ale po chwili ukazuje ci pełny obraz. Każdy trudny moment jest tylko jednym kawałkiem w większym planie, którego nie widzisz, dopóki nie spojrzysz na całość. Wiesz, co się wtedy dzieje? Zaczynasz wreszcie dostrzegać to, co dla innych jest niewidoczne – możliwości, które powstają z każdej trudnej sytuacji.

Optymizm to także klucz do zdrowia psychicznego i fizycznego. Kiedy jesteś pełen nadziei i wiary, że poradzisz sobie z trudnościami, nie tylko psychika się wzmacnia, ale i ciało reaguje lepiej na stres. Zamiast spędzać noce martwiąc się o wszystko, co poszło nie tak, twoje ciało odpoczywa. A to wpływa na wszystko – na sen, na relacje, na zdolność do radzenia sobie z codziennymi trudami.

Nie ma nic bardziej wyczerpującego niż ciągłe zmaganie się z obawami. Wiesz, dlaczego wielu ludzi wpada w pułapkę pesymizmu? Ponieważ boją się tego, co może się stać. Boją się, że coś pójdzie nie tak, że życie nie spełni ich oczekiwań, że coś się popsuje. No cóż, jak już wcześniej wspomniałem – nie masz wpływu na to, co cię spotka, ale masz wpływ na to, jak zareagujesz. I to właśnie jest esencją niepoprawnego optymizmu: zdolność do patrzenia w przyszłość, nie z obawą, ale z otwartym umysłem, gotowością na zmiany i nowe doświadczenia.

A co najlepsze? Kiedy masz taką postawę, stajesz się mniej podatny na negatywne wpływy z zewnątrz. Wiesz, jak to jest, kiedy ludzie zaczynają mówić, że coś się nie uda? Kiedy otaczasz się pesymistami, zaczynasz przejmować ich sposób myślenia. Zamiast tego, jeśli otaczasz się optymistami, nawet jeśli w twoim życiu wszystko idzie nie tak, masz w sobie to coś, co pozwala ci patrzeć na problem z zupełnie innej perspektywy. To jak magia, ale bez specjalnych efektów – po prostu zaczynasz widzieć okazje, gdy inni widzą przeszkody.

Pamiętasz ten moment, kiedy w pracy nie udało się osiągnąć założonego celu? Przez chwilę pewnie poczułeś się przygnębiony. Ale kiedy spojrzysz na to z optymistycznej perspektywy, zobaczysz coś więcej niż tylko porażkę. Może to był tylko moment, w którym powinieneś zmienić podejście, podejść do sprawy z nowym pomysłem. I kto wie, może następnym razem będzie lepiej? Może te trudności są tylko trampoliną do przyszłego sukcesu.

Jednym z najbardziej niedocenianych aspektów bycia niepoprawnym optymistą jest wpływ, jaki wywierasz na innych. Kiedy jesteś osobą pełną pozytywnej energii, nie tylko przyciągasz innych ludzi, ale także motywujesz ich do działania. Masz coś, czego inni nie mają – wiarę w siebie i w to, że świat nie jest tylko zbiorem niepowodzeń, ale także pełnym nieoczekiwanych szans.

Zauważyłeś, jak niektórzy ludzie przyciągają do siebie pozytywnych ludzi, a inni wręcz przeciwnie – jakby mieli zafiksowaną tendencję do przyciągania problemów? To właśnie zależy od energii, którą emanujesz. Jeśli patrzysz na świat jak na miejsce pełne możliwości, inni też zaczną myśleć w ten sposób. W ten sposób nie tylko poprawiasz swoje życie, ale także wprowadzasz pozytywne zmiany w otoczeniu.

Oczywiście, nie wszyscy będą cię rozumieć. I nie muszą. To, co ważne, to że twoja postawa ma moc zmieniania ludzi. A jeśli to robisz w sposób autentyczny, nie z fałszywym uśmiechem, ale z prawdziwą wiarą w to, co robisz, to twoje otoczenie zaczyna się zmieniać. I wiesz co? To jest cholernie potężne.

Niepoprawny optymista nie toczy boju z rzeczywistością. Nie jest na wojnie z losem. Nie chodzi o to, by stawiać czoła trudnościom jak bohater z filmów akcji. Chodzi o to, by w każdym trudnym momencie wiedzieć, że jest coś, co daje ci siłę: wiara w siebie i w to, że masz kontrolę nad swoją reakcją, a nie nad zewnętrznymi okolicznościami. Optymizm nie polega na ignorowaniu rzeczywistości, ale na byciu w stanie, w którym wybierasz, jak ją postrzegać. I wiesz, co? Ten wybór daje ci moc, która ma ogromny wpływ na twoje życie i życie innych.

Życie nie zawsze jest kolorowe, ale jak się patrzy na nie z odpowiedniej perspektywy, może stać się naprawdę fascynującą podróżą. Może nie będzie prosto, ale jeśli nauczysz się patrzeć na świat jak na zbiór nieograniczonych możliwości, a nie jak na zbiór przeszkód, to każda chwila nabiera nowego sensu. Może nie popłyniesz na fali sukcesów każdego dnia, ale na pewno będziesz w stanie podnieść się po każdym upadku. A to, moi drodzy, jest najlepsze, co można zrobić w tej szalonej podróży zwanej życiem.

16 odpowiedzi do „Dlaczego nazywam siebie niepoprawnym optymistą”

  1. Ja niestety jestem realistą i tego optymizmu szczerze Ci zazdroszczę, bo patrzenie na świat i swoje życie przez różowe okulary sprawia, że to życie jest choć trochę lepsze. A na pewno weselsze. Ale jak sam zauważyłeś, bycie optymistą nie zawsze jest łatwe, szczególnie gdy los wali po głowie…

    1. Myślę, że realizm to nie wada – to fundament, na którym da się coś budować, tylko że bez tych „różowych okularów” czasem brakuje światła, by zobaczyć drogę dalej. Optymizm to nie zawsze wrodzona cecha – to często wybór, czasem bardzo świadomy i okupiony wcześniejszymi upadkami. Można być realistą z nutą cichej nadziei – to chyba najbardziej życiowa mieszanka. Bo choć życie potrafi przywalić z całej siły, to jednak warto wstać, otrzepać się i… spojrzeć na świat choćby przez lekko przykurzone okulary. Czasem przez nie lepiej widać.

      1. Tak. Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie nosić „różowych okularów” przez cały czas, to warto chociaż czasem „włożyć je na nos” i zobaczyć nasz świat w weselszych barwach. Ponoć optymiści żyją dłużej i ten argument powinien motywować żeby chociaż sporadycznie owym optymistą być 😉

  2. Ważne, żeby optymizm nie oznaczał oderwania od rzeczywistości, jak to niekiedy widzą ci, którzy optymizm odrzucają.

    1. Prawdziwy optymizm to nie bajka o jednorożcach, tylko odwaga, żeby widzieć trudności i mimo to wierzyć, że damy radę. To jak trzymać ster podczas burzy – wiesz, że może być źle, ale nie wypuszczasz go z rąk. Oderwanie od rzeczywistości to naiwność, a optymizm to często wynik doświadczenia, nie braku świadomości. I chyba właśnie taki optymizm ma największą wartość – ten zakorzeniony w życiu, nie w złudzeniach.

  3. Ja też używam ksywki optymista na swoim blogu. Jednakże przy swoim optymiście postawiłbym jeszcze słowo ostrożny! 😉

    1. Bardzo trafne połączenie – „ostrożny optymista” to ktoś, kto nie traci nadziei, ale też nie daje się łatwo nabrać. To jak iść z latarką przez ciemny las: widzisz, gdzie stąpasz, ale nie boisz się zrobić kolejnego kroku. Taka postawa daje siłę i pozwala nie ugrzęznąć w pesymizmie, a jednocześnie nie odfrunąć w marzenia bez podstaw. Dobrze mieć w sobie oba te elementy – i wiarę, i rozsądek.

  4. A ja sama nie wiem jaka ja jestem, ale nienawidzę kłamstwa i kiedy obserwuję kłamiących polityków, to jest to dla mnie trudne do zniesienia.
    Cieszy mnie prawda, a więc pojawia się optymizm.

    1. Prawda, choć często niewygodna, jest fundamentem zaufania. A bez zaufania nie da się ani budować relacji międzyludzkich, ani sensownie żyć w społeczeństwie.

      Kiedy widzę polityków, którzy patrzą ludziom w oczy i bez mrugnięcia mijają się z prawdą – coś się we mnie buntuje. Bo to nie jest tylko kwestia opinii czy światopoglądu. Kłamstwo niszczy. Najpierw język, potem rozmowę, w końcu – wspólnotę.

      Dlatego tak bardzo rozumiem Twój opór wobec zakłamania. I to cieszy – że są jeszcze ludzie, dla których uczciwość nie jest naiwnością, tylko wartością.

      To właśnie prawda daje nadzieję. Nawet jeśli boli, to przynosi ulgę. I może dlatego, gdy pojawia się choćby jej cień w przestrzeni publicznej – od razu robi się jaśniej. I pojawia się ten Twój optymizm, który dobrze mieć w sobie, bo bez niego trudno nie zgorzknieć.

      1. Andrzeju masz rację, że słuchać kłamstw polityków jest naprawdę bolesne i budzi się w człowieku bunt i niezgoda.
        Kaczyński dzis powiedział, że sprawa kawalerki to jest fejk i od razu właśnie budzi się w człowieku złość, że tak bezczelnie wmawiają ludziom takie treści.

        1. to, co dziś dzieje się w przestrzeni publicznej, coraz częściej nie ma nic wspólnego z szacunkiem dla ludzi i ich inteligencji. I nie chodzi już nawet o konkretne nazwiska czy partie, ale o cały klimat, w którym kłamstwo stało się narzędziem, a nie wstydliwym wybrykiem.

          Najgorsze jest to, że wielu z nas czuje bezsilność. Bo ile razy można słuchać oczywistych bredni, które są powtarzane z taką pewnością, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy to jeszcze polityka, czy już teatr absurdu?

          Ale właśnie dlatego ważne jest, żeby mówić wprost: „Nie, nie kupuję tego. Nie wierzę i nie dam się ogłupić”. Bo jeśli my milczymy, to ich narracja staje się jedyną słyszalną.

          1. Chyba tak się na świecie porobiło, że ludzie do władzy wybierają notorycznych kłamców i niemoty, bo wystarczy tylko posłuchać co plecie Trump jako prezydent największego mocarstwa.

  5. Witaj; w końcu Cię znalazłam. Nie, nie to, żeby to było trudne, ale nie spędzam w necie zbyt dużo czasu, bo życie samo się nie przeżyje 🙂
    Dobra notka, na czwórkę 😉 Czemu nie na 5 napiszę u siebie. Oczywiście, to tylko moja ocena. Jasne, nie musisz sobie życzyć ocen, ale jak się wystawiasz na widok publiczny 🙂 musisz się z
    nimi liczyć.
    Z treścią zgadzam się na 100% Tak, optymistom łatwiej się żyje. Gorzej już mają się bliscy takiego rasowego optymisty 😉

    1. Masz rację, życie samo się nie przeżyje i dobrze, że nie siedzisz w sieci godzinami. Prawdziwe rzeczy dzieją się przecież tam, gdzie jest człowiek z człowiekiem, nie ekran z ekranem.

      A jeśli chodzi o ocenianie – jasne, każdy kto pisze publicznie, musi się liczyć z odbiorem. Ale ważne, by ten odbiór nie był tylko „oceną”, ale też punktem zaczepienia do rozmowy. I Ty właśnie tak zrobiłaś. Zostawiłaś ślad, ale nie z pozycji „ja wiem lepiej”, tylko z ciekawością i dystansem.

      Co do optymistów – święta prawda. Oni jakoś lecą przez życie z wiatrem w plecy, a najbliżsi czasem muszą ich dogonić albo trzymać za nogę, żeby nie odlecieli 😊 Ale może to właśnie ten balans – trochę nieba i trochę ziemi – sprawia, że życie w towarzystwie optymisty, choć momentami wyczerpujące, jest też pełne kolorów.

      Fajnie, że się odezwałaś.

      1. Zmieniłeś sukienkę blogowi i zniknąłeś mi z czytnika 🙂

        Moja mama była rasową optymistką typu :jakoś to będzie”. Wiele od niej przejęłam, ale nie wszystko, bo na własnej skórze odczułam, że „jakoś” nie zawsze znaczy „dobrze”.

        1. To ciekawe, jak bardzo dziedziczymy sposób patrzenia na świat — często nawet nieświadomie. Optymizm bywa tarczą, ale i klapkami na oczy, szczególnie gdy życie weryfikuje „jakoś to będzie” w sposób bezlitosny. Dobrze mieć w sobie ten lekki cień zdrowego realizmu — nie po to, by się martwić, ale by być gotowym, gdy „jakoś” okaże się wyboistą drogą. I dobrze, że mimo zmiany „sukienki” blog nadal żyje — styl może się zmienić, ale ważne, że treść nadal ma duszę.

Leave a Reply to sagulaCancel reply